Czas na zajmowanie się meandrami wałęsowskiej współpracy przyjdzie, kiedy książka się ukaże i zawarte w niej dowody można będzie poddać analizie. Dzisiaj ciekawsza jest sama obserwacja zachowania głównego jej bohatera. Gdyby ktokolwiek oskarżał Lecha Wałęsę o słuchanie Radia Maryja, dzisiaj otrzymałby ostateczny dowód na fałszywość takich pomówień- widać bowiem wyraźnie, że Wałęsa najwyraźniej sprawy abpa Wielgusa nie zna, w szczególności nie wie, do jakiej kompromitacji prowadzi przyjęta przez biskupa, a przez byłego prezydenta kopiowana postawa zaprzeczania faktom.
Zachowanie Wałęsy już od jakiegoś czasu przypomina rozpaczliwą obronę abpa Wielgusa, dzisiaj jednak podobieństwo stało się wyjątkowe- tak Wałęsa, jak abp Wielgus szli zaparte w obliczu twardych dowodów, kłamiąc i klucząc. W obu przypadkach sama współpraca blednie wobec niehonorowego, kompromitującego zachowania w sytuacji jej ujawnienia.
Najbardziej jednak uderzającym podobieństwem jest podobieństwo medialnych i społecznych zapleczy "Bolka" i "Greya". Środowiska broniące abpa Wielgusa i Wałęsy charakteryzuje podobne, dogmatyczne podejście do rzeczywistości, wynikające ze ślepej wiary w autorytety (z jednej strony- autorytet o. Rydzyka i kilku jego współpracowników, z drugiej- grono mędrców podpisanych pod sławetnym listem w obronie byłego prezydenta), ignorowanie jakichkolwiek racji przeciwników, pogardliwy do przeciwników stosunek i- przede wszystkim- agresja przebijająca z ich zachowań i wypowiedzi (nadużywające lasek czy parasolek panie z rodzin RM oraz wściekłe tyrady Rydzyka z jednej strony, wysmarowany błotem samochód Cenckiewicza i notoryczne obrażanie i podważanie kompetencji obu historyków z drugiej). Szczególnie paskudnym chwytem są oskarżenia Wałęsy, który twierdzi, że przez pracę historyków wygrywa SB; sam Wałęsa traktuje bowiem oskarżanie siebie o taką współpracę jak przestępstwo mimo, iż historycy przedstawili konkretne dowody- jego słowa zaś nie są poparte niczym, może z wyjątkiem własnego przekonania byłego prezydenta.
Bezrefleksyjność obrońców tak Wielgusa, jak Wałęsy jest wręcz porażająca, bardzo utrudniając rozróżnienie członków obu obozów. Szczęściem zwolennicy Wielgusa chadzają zazwyczaj w beretach- przynajmniej w chłodniejsze dni pozwala to na zorientowanie się, z kim mamy do czynienia.
Lech Wałęsa miał szanse- wiele lat szans- na wyjście ze swej sytuacji z honorem. Jego działania w latach osiemdziesiątych spokojnie mogłyby usprawiedliwić niechlubną kartę wcześniejszej dekady. Niestety, Wałęsa wolał brnąć w kłamstwa i zacierać ślady licząc na brak zainteresowania swoimi dokumentami (?) lub siłę własnej legendy (?)- trudno określić. Być może liczył na osoby, które przeglądały (bezprawnie) archiwa na początku lat dziewięćdziesiątych. Trudno wypowiedzieć się jednoznacznie- pewne jest to, że Lech Wałęsa przegrał z własną przeszłością, a teraźniejsze kompromitacje są tylko tej porażki oznakami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz